Prawdziwego kominiarza poznasz w progu. Oszuści szybko się demaskują

Oszustwa domowe są na porządku dziennym. Często do naszych drzwi pukają osoby proszące o pieniądze, które zbierają "na szczytny cel". Wielu z nich to naciągacze, których odprawiamy z kwitkiem. Problem może stanowić pan przychodzący, by wyczyścić komin. Takie sprzątanie to rutynowa czynność, na którą powinniśmy się zgodzić. Jak w takim razie poznać prawdziwego kominiarza i nie dać się naciągnąć?

Krajowa Izby Kominiarzy i Korporacja Kominiarzy Polskich ostrzega przed naciągaczami, którzy podają się za specjalistów. Najczęściej wybierają się na duże osiedla, gdzie szukają ofiary będącej w stanie zapłacić za oczyszczanie komina. Jak się przed nimi chronić?

Jeżeli kominiarz proponuje ci kupno czegoś, to znak, że coś jest nie tak. Specjaliści często przynoszą swoje kalendarze, lecz rozdają je bezpłatnie w ramach "wizytówki" swojego zakładu. W takim kalendarzu zawsze są konkretne dane kontaktowe i adres. Jeśli nie widzisz tych informacji, to znak, że masz do czynienia z oszustem. Ponadto gdy kominiarz zaczyna mówić o zbieraniu datków na jakiś cel, to jasny sygnał, że nie przyszedł tu pracować, a jedynie wyłudzać pieniądze.

Najprostszą metodą na określenie, czy dana osoba to oszust, jest poproszenie o dokumenty. Naciągacz nie będzie ich mieć, zacznie się wykręcać, mówiąc, że zostawił je w domu czy u innej osoby. Prawdziwy kominiarz ma na sobie plakietkę ze zdjęciem, numerem z rejestru i hologramem. Ponadto na tablicach informacyjnych osiedla często wiszą konkretne terminy, kiedy pojawi się odpowiedni pracownik. Wpuszczenie naciągacza może się wiązać z wieloma przykrymi konsekwencjami. Po pierwsze możesz zostać okradziony, jeśli spuścisz go na moment z oka. Kolejna sprawa to rozejrzenie się po twoim miejscu zamieszkania. Jeśli ktoś zobaczy cenne przedmioty, może wpaść do domu kiedy cię nie będzie, a sami wiemy, jak to się skończy. Zawsze upewniaj się, kogo wpuszczasz do swojego domu. O tragedię nietrudno, zwłaszcza teraz, gdy co rusz słyszy się o oszustwach w biały dzień, na które często sami się godzimy.